Dlaczego jest tak smutno, gdy umiera pies? Uczucie smutku, szoku lub samotności to normalna reakcja na utratę ukochanego zwierzaka. Okazywanie tych uczuć nie oznacza, że jesteś słaby lub twoje uczucia są w jakiś sposób niesłuszne. To po prostu oznacza, że opłakujesz utratę ukochanego zwierzęcia, więc nie powinieneś […]
Moje psy nie są rasowe. A i tak ledwo ledwo daję radę z ich utrzymaniem. Chociaż przygarniając w styczniu jednego z nich, miałam świadomość wydatków. Nie ważne czy rodowód czy nie- i tak trzeba dbać o przyjaciela. Przez dwa miesiące dwa razy w tygodniu jeździliśmy do weterynarza i za jedną wizytę średnio 80zł.
Każdy miłośnik psów przyzna, że czworonóg staje się równoprawnym członkiem rodziny. Kochamy go, karmimy, wyprowadzamy na spacer. A co, jeśli się rozchoruje? Pielęgnujemy i wozimy do weterynarza. A jeśli weterynarz leczący naszego pupila popełni błąd? Czy możemy domagać się w imieniu naszego psa odszkodowania od weterynarza? Kilka tygodni temu taką sprawę opisywały
Witam. W sobotę udaliśmy się z naszym zdrowym i pełnym życia około rocznym psem na zabieg kastracji, który był przeprowadzany w gabinecie lek. Weterynarii współpracującym ze schroniskiem, z którego przed 2 tygodniami wzięliśmy psa. Zabieg został wykonany dość szybko, widoczne było 1, 5 cm nacięcie. Psa odebraliśmy tuż po, jak jeszcze spał, bo- jak nas poinformowano
Wiele osób zostawia zwłoki psa u weterynarza, ale nie zastanawia się, co się z nimi stanie fot. antoniodiaz / pl.123rf.com
Szokujące informacje napływają ze Stowarzyszenia Cztery Łapy, które podało, że w jednym z lasów w okolicach Kutna znaleziono zagłodzonego owczarka niemieckiego. – Pomóżcie nam znaleźć potwora, który doprowadził psa do takiego stanu – zwracają się wolontariusze. Jak mówią wolontariusze, kiedy tylko otrzymali zgłoszenie o psiaku w Kątach (gm. Łanięa) od razu ruszyli na
Życie z psem. Wasze historie! Nie miała pieniędzy na leczenie psa, więc go oddała. psy.pl. Ten tekst przeczytasz w 2 minuty. Tę historię usłyszałam ostatnio od znajomej pani weterynarz. O starszej pani, która choć swego psa bardzo kochała, nie miała pieniędzy na operację ratującą psu życie. Musiała wybierać.
Opatrunek zawsze powinien obejmować złamaną kość wraz z dwoma sąsiadującymi stawami. Ważne, żeby nie był on zbyt ciasny, aby nie zaburzał krążenia w uszkodzonej łapie (powinniśmy móc wsunąć pod niego dwa palce). Następnie najlepiej położyć psa na kocu lub innym kawałku materiału (np. kurtce) i zawieźć do weterynarza.
Chociaż nagła śmierć psa może być traumatycznym wydarzeniem, znajomość możliwych przyczyn może pomóc właścicielom zwierząt lepiej zrozumieć i poradzić sobie ze stratą. Ważne jest, aby skonsultować się z weterynarzem w celu ustalenia konkretnej przyczyny śmierci i podjęcia środków zapobiegawczych w celu zapewnienia
Sunia po otrzymaniu zastrzyku miała problem z zaśnięciem co zdziwiło lekarza. Przyszedł po kilku minutach w szoku, że dalej nie śpi. Za 2 godziny poinformowano mnie, że w czasie zszywania warstw skóry ustała akcja serca potem oddech. Pomimo reanimacji piesek zmarł.
YqUmEc. Na fanpage’u weterynarza Przemysława Łuczaka z Egzoovet ukazał się post dotyczący niezwykle kontrowersyjnego tematu. W tekście tym weterynarz (nominowany zresztą do nagrody Serce dla Zwierząt w zeszłym roku) odmawia pomocy zwierzętom, których opiekunowie nie dadzą rady ponieść kosztów drogiego leczenia. A przecież zawód ten powinien być wykonywany przez osoby z powołaniem, które stawiają dobro zwierząt ponad wszystko! O co więc chodzi? Dlaczego weterynarze odmawiają ratowania umierającego psa? Czy dla nich liczy się tylko kasa? „Dali suczce mojej znajomej umrzeć w męczarniach” Wszystko zaczęło się od innego postu zamieszczonego na Facebooku. Fanpage Spotted: Skarżysko-Kamienna umieścił wpis swojego fana. Uwaga! Dziękuję weterynarzom ze Sakrżyska i okolic, którzy dali suczce mojej znajomej umrzeć w męczarniach. Z powodu braku pieniędzy, bo to młoda osoba, została poinformowana, że musi zapłacić kosmiczną sumę i bez tego nie pomogą. Widać, jak bardzo weterynarzom „miłośnikom zwierząt” zależy na dobru psa. Suczka nie mogła urodzić reszty piesków i po prostu zdechła. Można by okazać trochę skruchy, ale pieniądze są ważniejsze – czytamy na Spotted: Skarżysko-Kamienna. Opisany przez spotterkę przypadek naprawdę mrozi krew w żyłach. Suczka umarła tylko dlatego, że weterynarz odmówił udzielenia jej pomocy bez opłaty. Wygląda więc na to, że dla niego pieniądze były ważniejsze niż życie bezbronnego zwierzęcia. A właścicielka była młoda i niezbyt majętna. Co tu się dziwić – kogo w tych ciężkich czasach stać na tak drogą operację? Z czyjej winy umarła suczka? Na ten właśnie wpis zareagował weterynarz Przemysław Łuczak. Skomentował to tak: Post weterynarza spotkał się ze zrozumieniem internautów. Niemal wszyscy komentujący rozumieją, że weterynarze odmawiają leczenia psów za darmo, bo muszą się z czegoś utrzymać. Komentujący twierdzą też, że śmierć suczki opisanej na Spotted: Skarżysko-Kamienna nie była winą rzekomo bezdusznych weterynarzy. Odpowiedzialność za tę sytuację ponosi wyłącznie opiekunka, która nie wysterylizowała psiaka i nie pomyślała, że opieka nad zwierzęciem wymaga pieniędzy. Jeśli nie jest się w stanie pokryć kosztów leczenia zwierzęcia to może należałoby się zastanowić czy jest się odpowiednim opiekunem dla niego. Nie masz pieniędzy na utrzymanie zwierzaka – nie bierz go do siebie. A tym bardziej się ich nie rozmnaża. Weterynarz jest przedsiębiorcą jak każdy inny, też ma czynsz, lokal, zus, podatki. Sprawa prosta ale niestety wśród Polaków istnieje przekonanie że istnieje jakiś NFZ weterynaryjny. Głupotą jest pozorne branie na siebie odpowiedzialności za zwierzę a potem brak pieniędzy na jego żywienie, leczenie czy behawiorystę jeśli sprawia jakiś problem – uważa jedna z komentujących. Wiele osób marzących o posiadaniu psa wciąż nie zdaje sobie sprawy, z jak wielką odpowiedzialnością wiąże się opieka nad czworonogiem. Nie mają także świadomości, ile w rzeczywistości kosztuje utrzymanie i leczenie takiego zwierzaka. Mając w domu psiaka, musimy się liczyć z tym, że w każdej chwili nasz pupil może zachorować! Dlaczego weterynarze odmawiają leczenia psów za darmo? Okazuje się, że takie sytuacje spotykają weterynarzy na co dzień. Dotyczą nie tylko samych kosztów leczenia czworonoga. Opiekunowie zwierząt wymagają nieraz, by pracownik lecznicy poświęcił swoje codzienne, także rodzinne obowiązki… Pracowałam kiedyś w lecznicy, w której weterynarze byli na dyżurach pojedynczo – klinika w małym miasteczku, więc to wystarczało. Akurat tego dnia pracowała koleżanka, ja miałam wolne. o do gabinetu wbiegła kobieta z psem na rękach. To był jej pies – chwilę wcześniej potrąciła go samochodem na własnym podwórku, wjeżdżając do garażu. Koleżanka powiedziała jej, że za 10 minut kończy pracę i zamyka, a psa trzeba prześwietlić, ustalić, czy ma jakieś obrażenia wewnętrzne. Na to wszystko potrzeba czasu. Zaproponowała pani, by pojechała do zaprzyjaźnionej lecznicy (w sąsiednim miasteczku) i sama od razu zadzwoniła tam, by zapowiedzieć pilnego pacjenta z wypadku. Kobieta zrobiła jej ogromną awanturę, groziła sądem, wyrzucała, że jest weterynarzem bez serca, że nie ma powołania i że nigdy więcej już tu nie przyjdzie. Koleżanka, roztrzęsiona, wyszła chwilę po 18 i pędem pojechała do przedszkola po córkę, którą sama wychowuje, by zdążyć przed zamknięciem placówki. Czy zrobiła coś nie tak? Oczywiście, że my, weterynarze, kochamy zwierzęta, dlatego wybraliśmy taką pracę, ale mamy też życie prywatne. Naszymi dziećmi nikt inny się nie zajmie i powołanie niewiele ma tutaj do rzeczy – opowiada nam lekarz weterynarii z warszawskiej lecznicy. Konieczność pogodzenia pracy, obowiązków domowych i zarabiania na życie nie jest łatwe. Szczególnie, jeśli doda się do tego obserwowane na co dzień ogromne cierpienie zwierząt, których nie da się uratować! Goryczy dodaje także fakt, że wiele czworonogów cierpi z winy swoich opiekunów, którzy zaniedbali pupila… „Co 5 lekarz weterynarii planował samobójstwo” Okazuje się, że stres, przemęczenie, wysokie oczekiwania ze strony opiekunów i bliskie obcowanie z cierpieniem zwierząt odbija się na zdrowiu psychicznym lekarzy weterynarii. Z badań przeprowadzonych w Polsce wynika, że już co 5 lekarz weterynarii planował samobójstwo, a 4% badanych ma myśli samobójcze. Wielu z nas żyje pracą — nocne dyżury, powroty do domu grubo po godzinach pracy, gdy reszta rodziny dawno już śpi, odgrzewana szybka kolacja jedzona nad książkami weterynaryjnymi i rano do pracy — to nasza codzienność. Nie damy rady wydłużyć doby, a pacjenci nas potrzebują. A przecież mamy, tak samo jak inni — mężów/żony, dzieci, zwierzaki, oraz inne swoje pasje. Nasza praca jest pracą jak każda inna — poza ogromną pasją, jest źródłem dochodu dla nas i naszych rodzin. Trudno pogodzić jedno z drugim, a gdy dojdzie do tego frustracja i bezlitosna fala hejtu wylewana przez niektórych, łatwo o załamanie nerwowe. A przecież cierpienie zwierząt (często spowodowane przez człowieka), z którym spotykamy się na co dzień, również nie jest dla nas obojętne! Niestety wielu Opiekunów obwinia nas za wiele rzeczy: od śmierci i cierpienia zwierzaków, poprzez wysokie ceny, kończąc na czekaniu w kolejce – czytamy w poście opublikowanym na fanpage warszawskiej weterynarzy słyszy także codziennie wyzwiska i pogróżki ze strony opiekunów zwierząt. Jest to problem, z którym mierzą się wszyscy lekarze weterynarii na całym świecie. Dlatego jeśli oburzamy się na to, że weterynarze odmawiają leczenia zwierząt za darmo, pomyślmy o tym, że oni też są zwykłymi ludźmi, takimi samymi jak my. Wybrali tylko zawód weterynarza, ale nie mają obowiązku wykonywać go przez całą dobę. Udzielać się charytatywnie, na przykład lecząc potrzebujące zwierzęta za darmo, mogą po godzinach, w ramach wolontariatu, jeśli chcą. Ale przecież nie muszą. Pamiętajmy o tym!Podziel się tym artykułem:Aleksandra ProchockaSpecjalista do spraw żywienia psów, zoopsycholog, wolontariusz w Schronisku na Paluchu. Absolwentka studiów magisterskich na Wydziale Nauk o Zwierzętach, SGGW.
Andrzej S., właściciel psa mieszańca Reksa zgłosił się do Kliniki Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Pies miał około 15,5 roku i cierpiał na problemy z oddawaniem moczu. Zwierzę było od dwóch lat leczone na kamicę układu moczowego. Od dnia zgłoszenia, 29 maja 2018 r., pies był leczony w klinice do 12 lipca 2018 r. W trakcie leczenia nie przeprowadzono diagnostyki w celu ustalenia przyczyny zaburzeń w oddawaniu moczu w pierwszych dniach zaraz po zgłoszeniu tych problemów przez właściciela. Ponadto nie wykonano badań bakteriologicznych wraz z określeniem antybiogramu by zastosować terapię nacelowaną. Badanie bakteriologiczne wykonano dopiero po trzech tygodniach, a samo badanie morfologiczne krwi oraz kompleksowe USG dopiero po czterech tygodniach, - czytamy w opinii biegłego. Najpoważniejsze zarzuty dotyczyły, nie zachowania należytej rzetelności i nieopierania się na współczesnej wiedzy w zakresie medycyny weterynaryjnej, nie korygując i nie dostosowując leczenia do stanu pacjenta, mimo braków postępu terapii, czym naruszono art. 4 i 5 Kodeksu Etyki Lekarza Weterynarii, - czytamy w orzeczeniu winy lekarza weterynarii, Wojciecha G., oraz Mariana M. Lekarze weterynarii Łukasz K. i Jan M. nie przeprowadzili badania klinicznego zwierzęcia przed przystąpieniem do jego leczenia. Natomiast lekarz weterynarii Beata A. niewłaściwie prowadziła dokumentację lekarsko weterynaryjną. Sąd Warszawskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej jako sąd dyscyplinarny wydał wyrok i wymierzył najniższe z możliwych kary cztery upomnienia i jedną karę nagany dla obwinionych lekarzy weterynarii. W uzasadnieniu sąd napisał „Sąd Warszawskiej Izby Lekarsko – Weterynaryjnej w Warszawie uznał, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy pozwoli na osiągnięcie celów istotnych dla całego środowiska lekarsko-weterynaryjnego jaką jest obrona honoru i dobra zawodu". W opinii pokrzywdzonych kary są nieadekwatne do winy i skandalicznie niskie oraz niesprawiedliwe, gdyż ukarano wszystkich jednakowo, mimo że lekarz, Marian M., zajmował się psem najczęściej. Zastępca Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej podkreślała we wniosku o przedstawieniu zarzutów, że Marian M., był lekarzem najczęściej stykającym się z psem i powinien zauważyć brak efektów leczenia. Ponadto jeden z lekarzy, Wojciech G., był lekarzem prowadzącym psa, a mimo to od początku sprawy nie przyznawał się do jego prowadzenia, wszystko potwierdza zebrany materiał dowodowy. Zastępca Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy Weterynarii musiał ustalać, kto nim był poprzez pytania do kierowników katedr i Klinik Weterynaryjnych Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, gdzie władze kliniki wskazały właśnie tego lekarza jako prowadzącego na mocy standardów klinicznych. Naruszenie więzi emocjonalnej Skarżący dowodził, że właściciel będąc związany emocjonalnie z psem jest osobą pokrzywdzoną, gdyż czyny obwinionych lekarzy weterynarii w sposób bezpośredni naruszyły więź emocjonalną ze zwierzęciem. Jednak sąd nie zauważył tej prawidłowości w kontekście przepisów na których opierał swoje postanowienie o odmowie udziału pokrzywdzonego w rozprawie w roli oskarżyciela posiłkowego, przez co właściciel wraz ze świadkiem, (współwłaścicielem) musieli opuścić salę rozpraw i czekać do wyroku na korytarzu bez możliwości aktywnego udziału w rozprawie. Zarzuty apelacji Apelację od wyroku sądu I instancji złożył właściciel psa. Wskazał on w piśmie, że obwiniony lekarz Wojciech G., nie przeprowadził badań dodatkowych zwierzęcia w trakcie terapii mimo braku jej efektów, czym naruszył art. 17 pkt 1 oraz art. 39 pkt 3 Kodeksu Etyki Lekarza Weterynarii. A także, postępując w opisany powyżej sposób naruszył art. 44 Kodeksu Etyki Lekarza Weterynarii polegający na przekazywaniu studentom weterynarii niewłaściwych postaw i sposobów postępowania. Zarzuty te były ujęte we wniosku o ukaranie Wojciecha G., jednakże w orzeczeniu sądu nie zostały one umieszczone. Właściciel zmarłego psa wskazał w apelacji ten brak i uargumentował zasadność tych zarzutów względem tego lekarza weterynarii. Zdaniem skarżącego lekarz weterynarii Wojciech G., "przyczynił się do pogorszenia stanu zdrowia psa, nie udzielając mu wymaganej opieki lekarskiej jednocześnie nie przyznając się do jego prowadzenia, co stało w sprzeczności ze standardami klinicznymi oraz etyką zawodową. Wszystko na oczach studentów, godząc w dobre imię Kliniki oraz całego Uniwersytetu, który tę klinikę prowadzi". Właściciel odniósł się także w apelacji do „skandalicznie niskich kar” dla wszystkich obwinionych lekarzy weterynarii porównując ich kary w kontekście zarzutów gdzie zauważył brak proporcjonalności kary do winy pomiędzy poszczególnymi lekarzami i ich udziału w trakcie leczenia. Ponadto sąd Warszawskiej Izby Lekarsko Weterynaryjnej na rozprawie nie dopuścił do zeznań świadka Beaty W., która była współwłaścicielem zmarłego psa, gdyż z góry uznał wniosek o przesłuchanie o próbę przedłużania postępowania - mówi właściciel psa. Opinia niezależnego eksperta Opinię niezależną w tej sprawie wydał lekarz weterynarii prof. Roman Lechowski z Zakładu Chorób Wewnętrznych Małych Zwierząt SGGW, który analizował związek przyczynowo-skutkowy między brakiem badań a śmiercią psa. Stwierdził on w swojej analizie, że proces diagnostyczny i terapeutyczny prowadzony w klinice był nieprawidłowy. Wdrożone leczenie nie miało uzasadnienia. Co więcej - wypisy z historii leczenia są zdawkowe albo żadne. Nie zostało nawet zdiagnozowane rozpoznanie wstępne. Ponadto profesor Lechowski uważa, że wczesne niewykonanie badań dodatkowych w znaczący sposób wpłynęło na niewykonanie badań dodatkowych. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę wiek psa i dotychczasowe choroby nie można stwierdzić w jakim stanie znajdowały się nerki. Ekspert dodaje: "nie można jednoznacznie stwierdzić, że postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne przyczyniło się do śmierci psa. Biegły ma wpływ na wyrok W sprawach lekarskich, w tym weterynaryjnych, sądy przykładają dużą wagę do ekspertyz biegłych. Tak było w przypadku obwinionego o błąd w sztuce weterynarza, gdy Sąd Najwyższy w Izbie Karnej, w październiku 2020 r. orzekł, że nie jest też słuszna teza, że skoro w składzie orzekającym znajdują się specjaliści weterynarii, to nie trzeba powoływać biegłego. - Skoro powstały wątpliwości co do rzetelności biegłego, to sąd weterynaryjny musi zasięgnąć opinii innego biegłego i przeprowadzić na nowo postępowanie dowodowe. Zatem opinia poprzedniego biegłego nie może być podstawą wydania nowego orzeczenia - podkreślił sędzia sprawozdawca Tomasz Artymiuk. (sygnatura akt I KK 11/20).
Dwa tygodnie temu wraz ze swoją 11-letnią suczką odwiedziłam weterynarza w celu zaszczepienia jej na wściekliznę. Zwróciłam uwagę na to, że z psem ostatnio dzieje się coś dziwnego, jest osłabiona i bez przerwy dyszy - nawet w chłodne dni. Pani weterynarz zbagatelizowała tą informację twierdząc, że najpierw ją zaszczepimy, a w domu psa należy obserwować i jak nic się nie zmieni to przyjść za tydzień. Po tygodniu zaczął się horror, pies dyszał coraz bardziej, nie był w stanie przejść 20m, nie mógł wejść/zejść po schodach, ślinotok, opadanie głowy, brak koordynacji ruchowej, rozjeżdżanie się łap, otępienie, brak kontroli nad oddawaniem moczu. Weterynarze badali psa i odsyłali do domu, twierdząc że badanie krwi, prześwietlenie klatki piersiowej, EKG na nic nie wskazują - wyniki były dobre - jedyne co ich zdziwiło to strasznie duża ilość leukocytów - stwierdzili, że to infekcja. Dostała zastrzyki przeciwbólowe i sterydy. Rano stan psa się pogorszył, nie mogła zejść po schodach, położyła się na dole, w pewnej chwili wstała, napięła wszystkie mięśnie i upadła, umarła w ciągu 3 sekund. Mam pytanie, czy zaszczepienie chorego psa na wściekliznę może być przyczyną jej śmierci? Szczepionka na wściekliznę zawiera toksyczny tiomersal, czy podanie go choremu psu, z obniżoną odpornością mogło doprowadzić do śmierci? Badania wykazały, że pies ma powiększoną wątrobę, w momencie kiedy pies był chory i miał obniżoną odporność, w jego organizm wszczepiono toksyny, rtęć, organizm bronił się przed toksynami, które atakowały różne narządy, broniła się również wątroba, stąd zmiany w jej wielkości, toksyny sparaliżowały rdzeń kręgowy stąd niedowład kończyn, trudności w poruszaniu się, natychmiastowa śmierć. Czy to jest możliwe? Na pewno szczepienie zwierzęcia wykazującego objawy chorobowe nie powinno się zdarzyć. Gdyby szczepionki miały takie działanie jak Pani opisała, nie byłyby dopuszczone do stosowania. Antygeny zawarte w szczepionce powodują mobilizację układu odpornościowego w tym kierunku, jeśli faktycznie toczyła się jakaś infekcja w organizmie, to układ odpornościowy został "podzielony" - musiał zająć się szczepionką i infekcją. Jak rozumiem, krew była badana kilka dni po szczepieniu, więc uważam, że w tym wypadku wzrost leukocytów nie jest niczym niezwykłym. Może przyczyna leży gdzieś indziej? Może była to niewydolność krążenia, może pies chorował na serce? Stąd te wszystkie objawy niedotlenienia i osłabienia? Powiększona wątroba może wskazywać na zastoinową niewydolność krążenia. Ale to oczywiście niepotwierdzone domysły, myślę że nie należy dalej tego roztrząsać i myśleć w tych kategoriach ponieważ będzie to napędzało smutek i żal w waszych sercach. Łączę wyrazy współczucia.